Zuzanna Marczyńska-Maliszewska, "Game Over", serigrafia 2010
Zuzanna Marczyńska-Maliszewska, "Game Over", serigrafia 2010
Forum Żydów Polskich Forum Żydów Polskich
3461
BLOG

Ostatnie miesiące Getta Warszawskiego

Forum Żydów Polskich Forum Żydów Polskich Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 46

  

19.04.2013 - 70 rocznica Powstania w Getcie Warszawskim. Pamiętamy.

 

Opór zbrojny i duchowy

 

Walka z niemieckimi nazistami w getcie miała trzy oblicza: opór społeczny (działania ludności, która różnymi sposobami starała się przeżyć - poprzez organizację dostaw żywności, opieki lekarskiej), opór zbrojny - oparty o działania podziemnych organizacji w getcie, i opór duchowy - oparty o postawę Żydów religijnych, którzy walkę z Niemcami widzieli w wierności zasadom religijnym.

O tej ostatniej grupie niewiele wiadomo, źródeł pisanych zachowało się niewiele, a relacje ocalonych można prawie liczyć na palcach jednej ręki. Ponieważ odmówili z zasady dostosowania się do powszechnie obowiązujących wymogów okupanta i nadal nosili brody, pejsy i tradycyjny strój, często też nie nosili opasek z gwiazdą Dawida, jako pierwsi byli na celowniku Niemców. Jednak paradoksalnie taktyka przyjęta od początku getta - tj. całkowity brak współpracy z Judenratem pod względem rejestrowania się w ramach jakichkolwiek obowiązków, przyniosła nadspodziewaną reprezentację w stosunku do ocalonych w czasie Wielkiej Akcji z 22 lipca 1942 r. Reszta ludności wolała się rejestrować, co wiązało się z możliwością uzyskania pracy, a to z kolei z przydziałami żywności. Religijni Żydzi (dziś pewnie nazwalibyśmy ich ortodoksami), woleli zdawać się na przypadkowe i dobroczynne możliwości utrzymania się, ale nie uczestniczyli w systemie biurokratycznym getta. Zamknięci w mieszkaniach (starali się nie być na ulicach, żeby nie prowokować nikogo swoim tradycyjnym ubiorem), a potem piwnicach i bunkrach studiowali Torę i prowadzili życie duchowe - będąc przy okazji moralną ostoją dla innych. Część Żydów religijnych nie chciała też być w żaden sposób włączona do struktur służb Judenratu, a co za tym idzie uczestniczyć w aparacie represji skierowanych przeciwko innym Żydom.

Napisał dr Hillel Seidman: "Ktokolwiek chciał zapomnieć horror życia w getcie - głód, cierpienie, ból, znajdował drogę do rabina Awrahama Weinberga. Pomimo okrutnych warunków getta, rabin Weinberg kontynuował regularne wykłady na temat Tory w swoim domu, do czasu kiedy Niemcy przeprowadzili brutalną akcję na jego ulicy. On i jego uczniowie zostali dosłownie zaciągnięci prosto od swoich studiów na Umschlagplatz i wywiezieniu do Treblinki 2 września 1942 r. Na stole zostały otwarte tomy Talmudu - na traktacie "Bikkurim", na temat którego r. Weinberg napisał pracę "Reszit Bikkurim". Porzucone święte księgi składały świadectwo o tych pełnych poświęcenia znawcom Tory". Deportacje nadal trwały. Seidman relacjonuje: "Dziś odwiedziłem podziemny świat. Z daleka usłyszałem melodyjną recytację studiowanego Talmudu. Talmud, tutaj? W getcie?! Jakiś tuzin chłopców siedziało przy stole pogrążonych w dyskusji nad tekstem. Zajmowali się starożytnymi prawami, całkowicie zanurzeni w innym świecie. Ich twarze były blade, rozpalone oczy. Większość nie miała już matki ani ojca. Mieli tylko swojego rabina - Jechudę Lejba Landaua, który uczył dzień i noc". Inna historia: rabin Itzchak Meir Kanał w 1942 r. miał 82 lata. Był wieloletnim członkiem Rabinatu Warszawskiego i wiceprzewodniczącym Rady Rabinów Agudy Izrael. Jego mieszkanie z wielką biblioteką spaliło się w czasie bombardowań niemieckich w 1939 r. Nie miał złudzeń co oznaczają deportacje. W czasie obławy odmówił udania się na Umschlagplatz, inna wersja mówi, że na Umschlagplatz nie posłuchał rozkazu wejścia do wagonu. Powiedział "cokolwiek się stanie, przynajmniej umrę jak Żyd". Został na miejscu zastrzelony, i faktycznie, pochowano go na cmentarzu żydowskim przy Okopowej, czy jak się wtedy mówiło "na Gęsiej".

Przypomnimy jeszcze o tej grupie w dalszej części artykułu.

Prawdziwy cios mieszkańcom getta zadała wielka akcja deportacyjna z 22 lipca 1942 r., rozpoczęta w Tisza B'Aw. Wywieziono do Treblinki i zamordowano ok. 300,000 Żydów.

Po tym wydarzeniu getto nigdy nie było już takie same. Po pierwsze, wszyscy Żydzi przestali mieć złudzenia, że deportacje "na Wschód" oznaczają co innego niż brutalne morderstwo. Wielu, zwłaszcza młodych ludzi, którzy działali w organizacjach podziemnych i uniknęło wywiezienia, zostało całkowicie bez rodzin. To przesądziło o ich determinacji i woli walki. Wszyscy w getcie zdawali sobie sprawę, że zostali skazani na śmierć.

Po drugie, getto przestało wyglądać jak dzielnica mieszkaniowa. Pozostało w nim oficjalnie ok. 35,000 a faktycznie ok. 60,000 ludzi. Jak piszą prof. Engelking i prof. Leociak w "Getto Warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście" - "przypominało bardziej obóz pracy niż dzielnicę mieszkalną. Składało się z wydzielonych enklaw w których mieszkali skoszarowani pracownicy oficjalnie istniejących szopów (tj. zakładów pracy - MK) oraz z opustoszałych terenów pomiędzy nimi, na których nie można było przebywać... Obowiązkiem pozostałych w getcie Żydów była praca w niemieckich fabrykach i zakładach produkcyjnych". Jednym z najbardziej prężnych zakładów był szop Waltera Tobbensa "Tobbens Werke", który zdaniem Franza Konrada szefa firmy obsługującej "odzyskiwanie" wartościowych przedmiotów z getta "Werterfassung" - wyprodukował swoimi ludźmi 60% łącznego ubrania zimowego dla frontu wschodniego. Z pracy i do pracy szło się pod strażą niemieckiego Werkschutzu. Ok. 2500 osób pracowało w Judenracie, który powoli tracił na znaczeniu jako władza administracyjna w getcie.

Relacjonuje rabin Awraham Ziemba, bratanek rabina Menachema: "Liderzy ruchu oporu wiedzieli, że w społeczeństwie [żydowskim] istnieje szerokie zrozumienie nadchodzącej katastrofy. Ludzie naturalnie gromadzili się w domu mojego wuja, Menachema Ziemby, szukając rady i wsparcia. Wuj już dawno ogłosił, że ktokolwiek może uciec z getta na aryjskich papierach powinien to zrobić. Kto nie mógł - powinien znaleźć kryjówkę na miejscu. W kolejce do rabina stał młody człowiek, który powiedział, że załatwił swojej matce miejsce po drugiej stronie muru, ale warunkiem jej przyjęcia było przejście na katolicyzm. Matka odmówiła, twierdząc, że woli umrzeć jako Żydówka, niż żyć bez żydowskiej tożsamości. Co on ma zrobić? Rabin Menachem popatrzył na niego i powiedział: jak mogę zmienić jej decyzję? Jeśli twoja matka postanowiła, że chce być Żydówką, jak mogę zabrać od niej ten przywilej? Następna w kolejce była młoda para: chcieli get (rozwód). Załatwili aryjskie papiery, ale żona się bała, miała zbyt rzucającą się w oczy urodę i przewidywała, że razem mogą zostać złapani. Ale chciała, żeby mąż się uratował. Kiedy Tobbens i Schutz ogłosili, że ich "szopy" będą przeniesione do Lublina i zaoferowali swoim pracownikom "okazję" do wyjazdu, ludzie ci przyszli do rabina Menachema. Czy powinni wyjechać? Rabin nie chciał podejmować osobistej odpowiedzialności za decyzję. Po konsultacji z innymi rabinami i działaczami społecznymi, powiedział, że uważa, że Niemcy kłamią...".

Wracając do zbrojnego oporu: jesienią 1942 r. przystąpiono do odbudowy i wzmocnienia struktur podziemia. Wydano wyroki śmierci na zdrajców i kolaborantów, które wykonano. Zginął m.in. szef policji żydowskiej Jakub Lejkin, który kierował policją w czasie Wielkiej Akcji, Israel First - współpracownik Gestapo i inni. Druga fala zamachów miała miejsce w okresie styczeń-marzec 1943 r. - starano się wyeliminować możliwości przecieku.

Nawiązano kontakt z polskim podziemiem. Na prośbę Leona Feinera z Bundu, Jan Karski (kurier rządu polskiego w Londynie) - przed swoją misją londyńską w 1942 r. dwa razy był w getcie, żeby na własne oczy zapoznać się z realiami i spotkać się z działaczami podziemia.

Jan Karski

Apel Żydów o pomoc, czy o uświadomienie losów żydostwa polskiego, skierowany był nie tyle do rządu polskiego na uchodźstwie, ale do "wolnego świata" i "żydowskich przywódców". Wiernie przekazał te wiadomości Jan Karski, zarówno w Londynie i później w USA. Niestety świat nie zareagował skutecznie na tę tragedię.

W Londynie, Karski poinformował o sytuacji rząd, i długo wyjaśniał sytuację Szmulowi Zygelbojmowi - przedstawicielem Bundu w londyńskiej Radzie Narodowej, który, wspólnie z drugim Żydem w Radzie, reprezentantem syjonistów - dr Ignacym Schwarzbartem, podjęli energiczne wysiłki na rzecz skłonienia Aliantów jak i społeczności żydowskiej w wolnych krajach do przyjścia z pomocą mordowanej przez Niemców ludności żydowskiej w Polsce i Europie okupowanej przez Niemców. Te działania nie spotkały się zasadniczo z żadnym skutecznym odzewem. Paradoksalnie - na 19 kwietnia 1943 r. w Hamilton na Bermudach, wyznaczono termin spotkania rządów USA - Wielka Brytania - dla omówienia spraw wojny toczonej przez Niemcy. W porządku obrad pojawiła się sytuacja Żydów w okupowanej Europie.

W Warszawie, równolegle z przygotowywaniem informacji dla Jana Karskiego, trwały rozmowy z polskim podziemiem. Do rozmów z AK, wydelegowano Ariego Wilnera, żeby nawiązał stały kontakt z polską konspiracją. Wilner nawiązał kontakt z Henrykiem Wolińskim "Wacławem" z Referatu Spraw Żydowskich Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. "Wacław" był Sprawiedliwym - w czasie wojny w swoim mieszkaniu ukrywał 25 Żydów, za co po wojnie uhonorowano go Medalem Yad Vashem. Strona polska pozytywnie odniosła się do inicjatywy, sugerując, że woli pracować z jednolitą reprezentacją wszystkich organizacji podziemnych działających w getcie. Żydzi (mimo różnic ideologicznych) też widzieli taką potrzebę. Powołana jednolita (bez ŻZW - o czym niżej), reprezentacja ŻOB 9 listopada 1942 r. przekazała informacje o swoim ukonstytuowaniu władzom Polski Podziemnej i poprosiła o pomoc w uzyskaniu broni. Generał Stefan "Grot" Rowecki odpowiedział pozytywnie na te deklaracje. W grudniu dostarczono do getta 10 (sic!) pistoletów.

W skład Żydowskiej Organizacji Bojowej (Bund) weszły: Haszomer HaCair, Dror, Akiba, Gordonia, Poalej Syjon-Lewica, Poalej Syjon-Prawica, HaNoar HaCijoni i PPR. Poza tą strukturą pozostali Rewizjoniści (i Betar). Politycznym ramieniem ŻOB był Żydowski Komitet Narodowy. Utworzono też Komitet Społeczny, który miał zająć się zbieraniem funduszy i gromadził autorytety wspierające inicjatywę walki zbrojnej. ŻOB liczył ok. 600 członków.

Obok ŻOB, działała druga organizacja zbrojna, pod dowództwem m.in. Pawła Frenkla i Dawida Apfelbauma, związana z Syjonistami Rewizjonistami i Betarem i dawnym Żydowskim Związkiem Walki: Żydowska Organizacja Wojskowa. ŻOW była znacznie lepiej uzbrojona niż ŻOB i miała wsparcie polskiej (pewnie m. in.) organizacji konspiracyjnej - Korpusu Bezpieczeństwa (od 1942 r. podporządkowany KG AK), którego oddział, pod dowództwem mjr. Henryka Iwańskiego "Bystrego" stoczył z Niemcami bitwę ramię w ramię z ŻOW, w rejonie Placu Muranowskiego dnia 27 kwietnia 1943 r. W czasie akcji spalono czołg niemiecki. To właśnie tam zawisły dwie flagi - polska i żydowska. W powstaniu w getcie zginęli wszyscy bojownicy Żydowskiego Związku Walki, i 10 bohaterów z oddziału "Bystrego". Po wojnie, na skutek propagandy komunistycznej popierających lewicowy Bund (który zasadniczo też zawłaszczył historię, biorąc pod uwagę skład polityczny ŻOB, w którym mimo wszystko przeważali syjoniści), całkowicie pominięto wkład zarówno ŻOW, jak i oddziału majora "Bystrego". O Polakach walczących po stronie getta wspomina w raporcie końcowym gen. SS - J. Stroop, a także Stefan Korboński.

Wybuch powstania w kwietniu 1943 r. poprzedziła tzw. samoobrona styczniowa. Himmler odwiedził dzielnicę zamkniętą 9 stycznia 1943 r. i stwierdził, że Żydów w getcie jest nadal "za dużo", polecił ich "likwidację". Opierali się temu niemieccy przedsiębiorcy, którym nie było na rękę uszczuplenie stanu siły roboczej. W końcu ustalili z SS, że przedsiębiorstwa zostaną przeniesione do obozów w Trawnikach i Poniatowej, razem z pracownikami. Wtedy nikt już nie wierzył w zapewnienia Niemców, że pojadą do pracy. Nastąpił bojkot zbiórek i wezwań. Dopiero po 5 dniach udało się Niemcom wyłapać ok. 5000 osób - 18 stycznia 1943 r. SS wkroczyło do getta i przeprowadziło klasyczną łapankę. Wielu działaczy ŻOB sądziło, że chodzi o ostateczną likwidację getta i w kilku miejscach wybuchły walki, 60-ciu działaczy Bundu zastrzelono na Umschlagplatz - odmówili wejścia do wagonów.

Na mocy ustalenia kontaktów ŻOB z AK (4 grudnia 1942 r.), powstała po stronie aryjskiej z inicjatywy indywidualnych osób i różnych grup podziemia - Rada Pomocy Żydom "Żegota", która zajmowała się uzyskiwaniem dokumentów, organizowaniem żywności, opieki medycznej, i kryjówek dla Żydów - zwłaszcza starano się uchronić dzieci. Finansował jej działalność Rząd Polski w Londynie, organizacje żydowskie i liczne osoby prywatne. Jest to piękna karta w stosunkach polsko-żydowskich i szkoda, że bywa lekceważona. Rada składała się z kilkunastu osób, Polaków i Żydów. Najbardziej znani członkowie to prof. Władysław Bartoszewski, Irena Sendlerowa, Adolf Berman, Leon Feiner. Każdy z członków Rady działał za pomocą własnej siatki współpracowników.

Między styczniem a kwietniem 1943 r. odbyło się spotkanie ostatnich trzech pozostałych w getcie członków rabinatu warszawskiego: r. Menachema Ziemby, r. Szimszona Stockhammera i r. Dawida Szapiro. Kościół Katolicki zaoferował im ratunek. Pierwszy wypowiedział się r. Szapiro: "Jestem najmłodszy spośród was. Co powiem, nie jest dla was obowiązujące. Jest jasne, nie możemy pomóc w żaden sposób Żydom pozostającym w getcie. Jednakże sam fakt, że ich nie opuściliśmy, może dodać trochę otuchy. Nie mogę zostawić ludzi. Po chwili milczenia rabin Ziemba powiedział: Nie ma o czym dyskutować". I rozeszli się.

Rabin Menachem Ziemba (1883-1943) był jednym z wybitniejszych rabinów. W okresie międzywojennym był rabinem warszawskiej Pragi, członkiem miejskiego Rabinatu. Był wielkim autorytetem halachicznym. Na Pradze mieszkał przy ul. Brukowej 34 (dziś Okrzei). Dwa kroki od nieistniejącej już synagogi na ul. Szerokiej (dziś Kłopotowskiego). W getcie mieszkał przy ul. Kupieckiej 7 - czyli w rejonie walk ŻOW.

Chociaż pojawia się dyskusja na temat jego faktycznego i wyraźnego poparcia stronie walki zbrojnej. Jako osoba „ze świecznika” nie mógł intensywnie angażować się w przygotowywanie powstania w getcie, ale podobno był jedną z pierwszych osób, które darowały fundusze na kupno broni, a na spotkaniu 14 stycznia 1943 r. udzielił rabinicznej aprobaty na prowadzenie powstania. Powiedział: „z konieczności musimy przeciwstawić się nieprzyjacielowi na wszystkich frontach… nie będziemy dłużej posłuszni jego rozkazom… uświęcenie Bożego Imienia manifestuje się na różne sposoby. W czasie pierwszej krucjaty w XI w. Halacha określiła jeden sposób reakcji na sytuację Żydów we Francji i Niemczech, a w środku XX w. podczas likwidacji Żydów w Polsce, wymaga od nas przyjęcia zupełnie innej postawy. W przeszłości, w czasie prześladowań religijnych, byliśmy zobowiązani do oddania naszego życia. Obecnie, kiedy stoimy w obliczu arcywroga, którego nieprawdopodobna brutalność i program całkowitej zagłady nie zna granic, Halacha wymaga, żebyśmy walczyli i przeciwstawili się do samego końca z nieprzezwyciężoną determinacją i wolą celem uświęcenia Bożego Imienia”.

Walki w styczniu pozwoliły na podjęcie działań usprawniających organizację bojowników. Przede wszystkim podjęto decyzję, że poszczególne oddziały zamieszkają w tym samym/sąsiednich mieszkaniach w różnych kluczowych miejscach getta. Przełamano też pewną barierę psychiczną - oto Żydzi potrafią podnieść głowę i walczyć. "Biuletyn Informacyjny AK" napisał: "bohaterska postawa tych, którzy w najsmutniejszych chwilach rzeczywistości żydowskiej nie zatracili poczucia honoru, budzi szacunek i stanowi piękną kartę w dziejach Żydów polskich".

W tym momencie absolutnie nikt nie miał złudzeń co do tego, że dni każdego mieszkańca getta są policzone. Wśród ludności zapanował gorączkowy stan przygotowań: przygotowywano żywność, tajne przejścia i tunele, miejsca ukrycia (bunkry) na długie - jak sądzono miesiące oporu. Ci, którzy zwlekali z przejściem na "aryjską stronę" do wcześniej przygotowanych miejsc czynili to niezwłocznie. Wzrosły ceny żywności i materiałów budowlanych szmuglowanych do getta i broni sprzedawanej Żydom. Z tym było najgorzej.

Mimo porozumienia z AK, ŻOB nadal nie miał broni. Po dostawie grudniowej, która chyba miała symboliczne znaczenie, w końcu stycznia AK przekazała dalsze 50 pistoletów, 50 granatów i 4 kg materiałów wybuchowych. W marcu 1943 r. ŻOB pisał do AK: (...) teraz na 1 maszynę przypada 10 nabojów. Jest to stan katastrofalny. Przydzielenie maszyn bez amunicji robi wrażenie cynicznego naigrawania się z naszego losu i potwierdza przypuszczenie, że jad antysemityzmu nadal trawi koła rządzące Polską, pomimo tak okrutnego, tragicznego doświadczenia ostatnich trzech lat... proszę przynajmniej o 100 granatów, 50 pistoletów, 10 karabinów, kilka tysięcy amunicji wszelkiego kalibru".

Oprócz wspomnianych wyżej zorganizowanych grup konspiracyjnych ŻOB i ŻOW, istniały także uzbrojone grupy nie związane z powyższymi strukturami, które także szykowały się do zbrojnego odporu. Ze skrawków informacji od ocalonych, wydaje się wynikać, że istniały grupy religijnych Żydów, którzy postanowili wziąć broń do ręki. Wiadomo o grupie niejakiego "Matysa" Matetiahu Gelmana, który był chasydem - zwolennikiem cadyka z Góry Kalwarii, i rabinie Josefie Aleksandrze Zemelmanie z Przedecza, który, według relacji zebranych przez Instytut Michlala w Jerozolimie, walczył zbrojnie w szeregach ŻOW i poległ na Zamenhoffa 44.

Tymczasem, Żydzi religijni przygotowywali się do święta Pesach, którego wigilia wypadała 19 kwietnia 1943 r. Może nie przesadzano ze sprzątaniem, ale próbowano przygotować małe mace i wino z rodzynek lub buraków (! - sprawdziłam, istnieje). Pogłoski o możliwości wybuchu powstania, tudzież nowej akcji likwidacyjnej, przybierały na intensywności i wszyscy mieli nerwy napięte do ostatnich granic. Znając zwyczaje niemieckich nazistów, spodziewano się nowej akcji u zarania dnia.

"Podczas wieczornego szukania chamecu (18 kwietnia), rozeszła się wiadomość, że polska policja gromadzi się przy wejściach do getta" - relacjonuje rabin Awraham Ziemba - "każdy ruszył do domu, żeby przenieść najpotrzebniejsze rzeczy do bunkrów. Atmosfera była bardzo napięta. Członkowie podziemia zajęli swoje posterunki".

I faktycznie, tradycja zakłócania świątecznych dni została podtrzymana. Niemcy wkroczyli do getta 19 kwietnia wieczorem. Tym razem, mimo, że zawsze starali się perwersyjnie trafić ze swoimi okrutnymi akcjami w święta żydowskie, nie chodziło o Pesach, a o urodziny Hitlera y"s, które wypadały 20 kwietnia. SS chciało sprawić miły prezent szefowi, donosząc, że Warszawa jest "Judenrein". Kolumna wojska niemieckiego zbliżyła się od strony ul. Gęsiej/Zamenhoffa i Nalewkami. Powitał ją grad kul i "koktajli Mołotowa", rzucanych przez posterunki ŻOB. Ludność cywilna w ogromnej większości siedziała już w schronach i bunkrach.

Co ciekawe, ŻOB nie przygotował sobie ani bunkrów, ani kryjówek, ani szlaków ucieczki na zewnątrz getta... bo nie myślała o przyszłości. Itzchak "Antek" Cukierman napisał w swoich wspomnieniach: "Nie szukaliśmy sposobów przetrwania, dążyliśmy do walki... nie przygotowaliśmy miejsc schronienia... Nie przygotowaliśmy żadnych planów ocalenia, bo nie braliśmy pod uwagę możliwości, że ktoś z nas zostanie przy życiu". Ostatecznie, w toku powstania, to ludność cywilna udostępniła swoje bunkry bojowcom.

O pierwszym dniu powstania wspomina Bela Szapec-Bar: "Powstanie rozpoczęło się wieczorem w Pesach. Słychać było świst kul i wybuchy, jednak rabin Herszel Rappaport powiedział, że mamy kontynuować przygotowania do sederu. Prawie 70 osób usiadło przy stole. Większość była chasydami Gur (zwolennikami cadyka z Góry Kalwarii), w większości młodymi ludźmi, ale przyłączyło się też 20 sąsiadów z tego samego podwórka. Między nimi był znany lekarz, który nigdy nie był religijny, ale w ostatnich dniach przyłączył się do chasydów, bo chciał, żeby jego dusza odeszła razem z tymi sprawiedliwymi Żydami. Rabbi Herszel poprowadził seder, ale za szybko wzmagająca się kanonada wypędziła nas do kryjówki na strychu. Rabbi Herszel pamiętał, aby zabrać ze sobą mały zwój Tory. Na zewnątrz szalał ogień, a wewnątrz modlono się i śpiewano chasydzkie pieśni. Gdy dym zgęstniał rabbi Herszel powiedział do nas: "Nadszedł czas. W tym momencie właśnie musimy być silni, aby nie przyszła nam do głowy myśl, że Bóg nas opuścił... strasznie chcemy żyć, ale Jego wolą jest byśmy uświęcili Jego Imię, i przyjmujemy to z radością". W końcu znalazło nas SS. Zaprowadzili nas na zewnątrz, zabrali nam wszelkie wartościowe rzeczy, i spytali r. Rappaporta, czy jest rabinem..."

Miejsce ukrycia rabina Ziemby znajdowało się na strychu przy ul. Kupieckiej 7 - wieczorem zgromadziło się tam aż 100 osób. Spytał, czy wszyscy mają macę. W poprzednich dniach doradzał pieczenie macy wielkości k'zait - czyli minimalnej, spełniającej wymogi prawa żydowskiego (wielkości trochę więcej niż pół dłoni), i trzymanie jej w kieszeni. Kto wie, gdzie przyjdzie spędzić ten wieczór? Po nastaniu ciemności, strzelanina ucichła. Rozpoczęto seder, przeczytano Hagadę. Rano walki rozpoczęły się ponownie, a Niemcy rozpoczęli systematyczne niszczenie budynków, wyłapując ocalonych. W szabat, zapaliły się sąsiednie kamienice, i wszyscy z Kupieckiej 7 musieli się ewakuować. W czasie ucieczki zastrzelono rabina Menachema i jego pięcioletniego wnuka. Pochowano go tymczasowo na podwórzu ul. Kupieckiej 4. Po wojnie odnaleziono grób (staraniem r. Awrachama Ziemby i córki r. Menachema - rebecyn Rojzy Weidenfeld, którzy byli świadkami jego śmierci), i zwłoki tego wybitnego człowieka przeniesiono do Jerozolimy. Szkoda, że nie ma w Warszawie ulicy swojego imienia.

Dowództwo niemieckie zdawało sobie sprawę z tworzonych kryjówek i przyjęło odpowiednią strategię: wszystkich należało "wykurzyć" systematycznie podpalając i wysadzając jeden budynek po drugim. O dramatach rozgrywających się w tamtych dniach, świadczyć może zdjęcie znajdujące się w albumie Stroopa: oto matka na jednym ręku mając niemowlę, trzyma się drugą balustrady balkonu. Wisi po zewnętrznej stronie, na wysokości drugiego piętra. Z wnętrza mieszkania buchają płomienie i dym. Ile było takich matek i dzieci?

 

Jurgen Stroop raportował 22 kwietnia 1943 r. "W nocy, ogień który podłożyliśmy zmusił Żydów do wyjścia przed domy mieszkalne, aby uniknąć płomieni. Do tego czasu pozostawali ukryci w piwnicach, mieszkaniach, na strychach i innych miejscach, niewykrytych podczas naszych akcji poszukiwawczych. Masy palących się Żydów - całe rodziny - wyskakiwały przez okna lub próbowały zejść za pomocą lin, czy powiązanych prześcieradeł. Podjęto środki, aby likwidować te osoby natychmiast na miejscu". Relacja bojownika getta: "Sytuacja w bunkrach jest tragiczna i beznadziejna. Brakuje powietrza, wody i żywności. Mija dzień za dniem. Dziesięć dni po rozpoczęciu akcji [tu: wybuchu powstania] getto jest spalone. Wszędzie zwęglone ciała. Na ulicach, podwórzach, w piwnicach - ludzie pogrzebani żywcem".

W "New York Times" 30 kwietnia 1943 r. pojawia się płatne ogłoszenie Syjonistycznego Komitetu Armii Żydowskiej (organizacji formalnie nie istniejącej), potępiające brak rezultatów Konferencji na Bermudach. Senator Harry S. Truman, który poprze już jako Prezydent USA w 1947 r. w ONZ rezolucję aprobującą powstanie Izraela, wycofuje się z komitetu negocjacyjnego delegacji USA.

Dnia 8 maja 1943 r. zniszczony zostaje ostatni bunkier ŻOB z którego prowadzono zbrojną walkę. Adres przy ul. Miłej 18 staje się ostatnią redutą, miejscem wiecznego spoczynku Mordechaja Anielewicza i jego towarzyszy, grobem, mauzoleum po dziś dzień. Dopiero w 2008 r. staraniem Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego i Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, miejsce to otoczono ustawową ochroną i wpisano do rejestru zabytków.

 

Szmuel Zygielbojm

W Londynie, 12 maja 1943 r. Szmuel Zygielbojm popełnia samobójstwo. Dowiaduje się, że w likwidowanym getcie zabito jego żonę i syna. W liście do prezydenta RP Raczkiewicza - pisze: "odpowiedzialność za zbrodnię wymordowania wszystkich narodowości żydowskiej w Polsce w pierwszym rzędzie spoczywa na tych, którzy to zrobili, ale pośrednio spoczywa na całej ludzkości, na narodach alianckich i ich rządach, które do tej pory nie podjęły działań, aby tę zbrodnię powstrzymać". Ten list przez wiele lat pozostaje utajniony. Prasę ówczesną poinformowano o "tragicznej śmierci".

Kiedy Stroop wysyła 16 maja 1943 r. Hitlerowi słynny meldunek "Es gibt sinen judischen Wohnbezirk in Warschau mehr!" - Adolf ma na biurku również inne sprawy: w tym i następnym dniu Alianci zbombardowali 3 zapory wodne w Zagłębiu Ruhry w słynnej Operation Chastise. Niszczycielska siła wody zadała gigantyczne straty. W dniach 15-16 maja, zostały zatopione 4 niemieckie łodzie podwodne.

 

Zdjęcie z "raportu Stroopa"

W USA dopiero 6 października 1943 r. odbył się marsz 400 rabinów w Waszyngtonie - apel o pomoc Żydom w Europie. Zorganizowała go Union of Orthodox Rabbis i Waad Hacala (Rada Pomocy), która powstała w listopadzie 1939 r. i starała się wydostać z Europy zwłaszcza luminarzy życia religijnego. To dzięki jej wysiłkom udało się w 1940 r. wyekspediować z Litwy m.in. całą jesziwę Mir. Prezydent USA Roosevelt nie spotkał się delegatami.

Mija jeszcze 15 miesięcy do wybuchu Powstania Warszawskiego. Tymczasem skończyła się historia warszawskich Żydów. Niemcy mają plan, aby po przesianiu ruin dzielnicy żydowskiej i wydobyciu wszystkich surowców wtórnych zrobić w tym miejscu wielki teren zielony. Póki co, funkcjonuje tam KL Warschau, pracują Żydzi z Grecji, Jugosławii, Francjii - w dużej części przywiezieniu z Auschwitz.

 

Monika Krawczyk

...

Więcej:

B. Engelking, J. Leociak "Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście",

L. Bartelski "Getto. Warszawskie Termopile, 1943"

"Beyond the Ghetto Walls. 70th Anniversaty of the Warsaw Ghetto Uprising" - Hamodia/Project Witness

http://wymaninstitute.org/special/rabbimarch/

http://polish-jewish-heritage.org/Pol/june_04_wojskowy.htm

http://www.ucis.pitt.edu/eehistory/H200Readings/Topic4-R3.html

 

Artykuł został opublikowany na Forum Żydów Polskich

 

Nasz portal: https://forumzydowpolskichonline.org/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura